świadectwo Renaty
Jestem matką pięcioletniego synka i żoną z prawie siedmioletnim stażem. Moje świadectwo dotyczy pewnych słów poznania, które dały mi nadzieję.
Najgorzej
Gdy mówiłam świadectwo powiedziałam, że jestem człowiekiem-nieszczęście typu „wszystkie gromy na mnie”. Wyglądało na to, że przyciągam złe doświadczenia.
Przykłady –
jako dzieciak zawsze byłam śmiesznym dziwakiem w szkole, więc było się kogo czepiać
zawsze miałam wrażenie, że ojciec za mną nie przepada i raczej woli moich braci
moja mama zachorowała na schizofrenię po urodzeniu mojego trzeciego braciszka i w domu zaczęło się piekło
ojciec ma obsesję na punkcie swoich wynalazków, więc nie miał za bardzo czasu na troszczenie się o nas. Jeśli zaś akurat miał czas to wolał go spędzać w kościele. Myślę, że dlatego bracia są dzisiaj niewierzący…
moje zdrowie się zaczęło sypać jeszcze gdy byłam dzieckiem, ale z czasem doszło do tego zerwane wiązadło w kolanie, złamana przegroda w nosie i choroba tarczycy typu Hashimoto.
Potem jeszcze doszło stwardnienie rozsiane. Zanim się o tym dowiedziałam wyszłam za mąż i na szczęście urodziłam dziecko.
Oczywiście wszystko szło jak po grudzie – komplikacje w ciąży a po porodzie przeżyłam tylko dzięki nadzwyczajnemu wysiłkowi lekarza i całego personelu.
Na koniec doszły komplikacje małżeńskie. Często zastanawiałam się, po co opuściłam swój kraj, rodzinę, na którą mogłam liczyć, przyjaciół i pracę, którą lubiłam i przyjechałam z dzieckiem do męża do Anglii. Tutaj jestem samotna, mam często wrażenie, że zmagam się ze wszystkimi problemami sama, oprócz dziecka nikt mnie nie potrzebuje i właściwie nie mam co ze sobą zrobić. W dodatku niestety nie zawsze mogłam liczyć na męża. Nie chodzi tylko o miłość czy szacunek ale również jakieś poczucie bezpieczeństwa. Czasami nie mam siły by wstać z łóżka, codzienne czynności wymagają ogromnego wysiłku. Nie zawsze mogę liczyć na przysłowiową szklankę wody…
Wątpliwości
Wszystko to sprawiło, że uznałam, że po prostu jestem przeklęta i niepotrzebna. Zaczęłam widzieć, że moje małżeństwo to iluzja i lepiej by było chyba żyć znowu oddzielnie. Poważnie myślałam o powrocie do kraju i rozwodzie. Czułam się bardzo skołowana, bo wcześniej miałam mocne wrażenie, że Bóg chce i oczekuje, że przyjadę do Anglii do męża. Przyjechałam i było najgorzej, ale jednocześnie wciąż miałam wrażenie, że mam tu być. Gdy modliłam się, że mamy strasznie ponure i ciemne mieszkanie – następnego dnia budził mnie hałas przycinanych za oknem krzaków. Gdy żaliłam się Bogu, że brakuje mi swojskich, polskich wróbelków i nigdzie nie widzę maków – dwa dni później usłyszałam pierwsze wróble a w parku wyrosły dzikie maki. Mimo takich małych zachęt czułam, że nie dam rady. Ostatnią nadzieję widziałam w Bogu. Zaczęłam się modlić, ale efekt był dokładnie odwrotny. Wtedy przyjaciele zawieźli mnie na mszę z modlitwą o uzdrowienie.
Nadzieja
Prawdę mówiąc nie śmiem się za bardzo modlić o uzdrowienie, ale zawsze w pierwszym rzędzie gorliwie prosiłam o naprawienie mojej rodziny. Z jednej strony modliłam się o to, a z drugiej rozważałam odejście.
Nagle podczas uwielbienia brat Zygmunt powiedział, że jest kobieta, która myśli o rozwodzie, a Pan Jezus jej mówi, żeby została, a On będzie błogosławił.
To był dla mnie mocny znak, pomyślałam, że to jakby do mnie… Jezus dał mi nową nadzieję i postanowiłam zostać. Poczułam się też kochana i myślę, że to On wypełnia tą pustkę, która się czasem pojawia. Tak jak ratował kiedyś moje dzieciństwo, tak uratuje małżeństwo. Wierzę, że NAM błogosławi. Od tamtej pory mam wrażenie, że jest coraz lepiej i wierzę, że z Jego pomocą, z czasem zasypiemy wszystkie dziury. Prawdę mówiąc, mam wrażenie, że się poprawia
Chwała Panu!
Renata